Kilka już razy zdarzyło mi się dostać propozycje, z którymi nie wiadomo było co zrobić. Dotyczyły one popłynięcia w rejs jako „anioł stróż”. Proponujący chciał samodzielnie prowadzić jacht, ale bał się, że zrobi coś nie tak, toteż chciał mieć kogoś bardziej do- świadczonego pod ręką. Oczywiście chwała mu za to, że nie postrzegał samego siebie jako nieomylnego zdobywcy mórz i oceanów.
W poprzedniej części omówiłem wykonywanie oprzyrządowania do budowy wybranego jachtu w warunkach amatorskich. Nadszedł czas na przedstawienie narzędzi do laminowania i samej technologii laminowania.
Współczesna żegluga oparta jest na wielowiekowej tradycji morskiej, której elementy przeniknęły z czasem do żeglarstwa, wywierając swoiste piętno na jego etyce i etykiecie. Te starannie kultywowane tradycje stały się wyróżnikiem środowiska wtajemniczonych, czyli po prostu współczesnych żeglarzy. Są one także wyrazem szacunku dla dawnych ludzi morza.
Do Kalamaty trafiłem przypadkiem. Pływając od wielu lat po Cykladach albo Wyspach Jońskich, omijałem na ogół porty Peloponezu. Jednak w czasie długiego zimowego rejsu z Aten do Izoli w Słowenii wiatry zagnały mnie do uroczego miejsca.
W listopadzie 2015 r. zaczęliśmy organizować rejs, dla mnie i kolegi Jarka pierwszy kapitański. W grudniu wyczarterowaliśmy jacht. I to nie byle jaki, ale jacht-legendę – s/y „Copernicus”. Zimą skompletowaliśmy załogę, a potem były przygotowania, które objęły wszystko, co miało sprawić, by żegluga była bezpieczna i spokojna. Wiosną trenowaliśmy intensywnie manewry portowe w Pucku. Zrobiliśmy wiele, aby wyprawa się udała, ale na wodzie przecież wszystko się może zdarzyć.