Spotkanie porejsowe Klubu Navigante – wspominamy właśnie zakończony rejs na Kubie, oglądamy zdjęcia i pada pytanie: dokąd płyniemy w przyszłym roku? To może Filipiny? Jeszcze tam nie byliśmy. Szybkie spojrzenie do internetu – nie ma tam firm czarterowych ani żadnych baz, ale przecież Filipiny to siedem tysięcy wysp – coś tam musi pływać!
Dla zwykłego człowieka jest to coś abstrakcyjnego ‒ po co? Skoro latają samoloty... Dla żeglarza szuwarowego jest to trudno wyobrażalny Olimp Sztuki Żeglarskiej i odwagi. Dla żeglarza zawodowego – nie jest to nic niezwykłego, wielu z nich przeprowadza co roku jachty na Karaiby i z powrotem. Jednak dla żeglarza amatora, który posmakował już żeglugi na słonych wodach – może to być marzenie i wyzwanie, o którym zwykle myśli się jako o nieosiągalnym. Czy jednak rzeczywiście jest nieosiągalne?
Downburst i microburst to zjawiska związane głównie z pojawieniem się chmury cumulonimbus. Charakteryzują się silnym prądem zstępującym i wiatrem osiągającym prędkości sztormowe. Pojawiają się znienacka i równie nagle mijają, pozostawiając po sobie krajobraz jak po przejściu trąby powietrznej. Ze względu na lokalny charakter są trudne do przewidzenia w prognozach pogody. To jak zabawa w rosyjską ruletkę – nie wiadomo, czy spotka Cię tam, gdzie akurat żeglujesz, czy zaskoczy żeglarzy kilka mil dalej.
W ubiegłym roku postanowiliśmy pożeglować na katamaranie, traktując to doświadczenie jako przygotowanie do rejsów oceanicznych po Karaibach lub Morzu Andamańskim, na które się wybieramy od dawna. Wybór trasy padł na Baleary, gdzie udało się nam wyczarterować na trzy tygodnie u hiszpańskiego armatora Alboran Charter stosunkowo niedrogo voyage 43 – jacht produkowany w RPA. Za wyborem Palma de Mallorca jako portu wyjściowego przemawiał także fakt, że łatwo i niedrogo tam można dolecieć liniami Ryanair z Modlina.
Może tytuł tej relacji, będący tytułem utworu grupy The Doors, zabrzmi zbyt patetycznie, ale coś w tym było. Żegluję od ponad 30 lat i nie znam nikogo, kto przeżył taką przygodę.