Ruszyliśmy w rejs, by poznać nowe miejsca i jeszcze lepiej siebie nawzajem. Zabraliśmy na tę wyprawę naszych synów, którzy mieli 3 i 5 lat. Spędziliśmy z nimi 3 miesiące na wodzie, płynąc z Sibenika przez Morze Śródziemne i Atlantyk do Lizbony. Chcę Wam opowiedzieć o tym, jak zmierzyliśmy się z wieloma wyzwaniami i jakich przygotowań to od nas wymagało.
Kiedy zaklinuje się silnik w wynajmowanym samochodzie (nawet w szczerym polu), zawsze można wezwać pomoc drogową. Kiedy na daczy zatka się kanalizacja – przyjdzie hydraulik i naprawi. Wysiądzie prąd – dzwonisz po elektryka. Jednym słowem, na lądzie rzadko natrafiasz na problemy, których nie możesz rozwiązać wykonaniem telefonu czy udaniem się do najbliższego sklepu.
Jeśli to samo zdarzy Ci się na jachcie podczas rejsu, to znajdujesz się sam na sam z problemem. Dobrze, jeśli powoduje on jedynie dyskomfort i nie zagraża bezpieczeństwu łódki ani załogi.
Rosja... Ile wiemy o tym ogromnym kraju, który od wieków jest naszym sąsiadem i z którym – jak to zwykle z sąsiadami bywa – łączyły nas zmienne relacje? Prawda jest taka, że zwykle wiemy niewiele i w przeważającej większości są to stereotypy, niemające wiele wspólnego z rzeczywistością.
Zdecydowanej większości wypadków morskich towarzyszy złamanie masztu jednostki. Czasem jest to wynik uderzenia o coś (jak np. maszt na „Solarisie” o burtę promu czy kiedyś na „Mojej Marii” w trakcie wodowania na pełnym morzu), czasem wad konstrukcyjnych i zapuszczenia jachtu (jak na „Oskardzie”), wywrotki (ostatnio „Magnus Zaremba”) czy działania fali i wiatru („Chopin”, „Pogoria”).
Słowem, maszty się łamały, łamią i będą łamać.
Wgląd w zawartość zbiornika bywa bardzo, bardzo potrzebny.